No i jest. Nowy rozdział. Co o nim sądzę? Hm. Bez komentarza z mojej strony. Chyba zbyt mocno zagmatwałam. Ale jak wielu mi mówi, moje opowiadania to coś w stylu Mody na Sukces. Każdy kocha każdego, jego kocha każdy, ale każda miłość jest nieodwzajemniona. Ale u mnie nie tyczy się to tylko miłości. ;-; Mam nadzieję, że nauczę się normalnie pisać. Przepraszam ;-;
Okej. Koniec użalania się nad sobą (głęboki wdech i wydech). Zabieram się za sekundę za Idiotę, więc prawdopodobnie ukaże się dzisiaj jeszcze tam nowy rozdzialik. Ale z racji godziny (jest 22:25 kiedy to piszę) równie dobrze mogę wstawić to po północy, więc teoretycznie nowy rozdział pojawi się jutro. Doooobra. Już nie przynudzam. Soraski ;-; Och, i napiszcie co sądzicie o nowym rozdziale. Nie obrażę się, jeśli nie będą to przychylne komentarze c:
Pozdrawiam,
~Viva (W porywach Izabela, Gupia ;-; wie o co chodzi, prawda? xD Z dedykacją dla Ciebie, szalona dziewczyno)
Rozdział 6
Siła wystrzelonego pocisku odrzuciła Tonym do tyłu. Na plaży rozległy się wrzaski i piski przerażenia. Sebastian musiał mieć coś z głową, że zaatakował w miejscu publicznym.
Przez odrzut Tony wpadł na Alexa, przygniatając go, gdy razem upadli na piasek. Jego umysł przyćmiły fale bólu rozchodzące się z piersi po lewej stronie na całe ciało. Mimo to, Tony cały czas ukrywał za sobą przerażonego Alexa.
Gdy Sebastian z sadystycznym uśmieszkiem wycelował w drugiego chłopaka, Tony kopnął go od spodu w nadgarstek, dzięki czemu broń znalazła się parę metrów od nich na rozgrzanym piasku.
Zanim Tony'ego dopadł stary kumpel z wojska, jeden z karków rzucił się na niego i złapał za ramiona. Drugi poszedł za przykładem pierwszego i podniósł Alexa, który był blady jak śnieżnobiałe prześcieradło.
Tony mimo bólu starał się wyrwać, lecz było to trudne, bo przez utratę krwi zaczęło mu się kręcić w głowie. Już niejednokrotnie był ranny, więc wiedział, że zostało mu mało czasu na nogach. Zaraz będzie tak słaby, że nie będzie wstanie obronić Alexa. Jego sytuację pogarszało wyrywanie się, więc zaprzestał tego i wściekłym wzrokiem popatrzył na Sebastiana, który zastanawiał się, czy iść po broń, czy nie. W końcu zdecydował, że zostanie na miejscu.
- Mamy mało czasu, prawda? - spytał niby sam siebie. - Ty się zaraz wykrwawisz - powiedział do Tony'ego - a także policja jest już pewnie w drodze. Ale wiesz... trochę się spóźnią. Jak to psy służące panu Kingowi. Pan King ma duże wpływy, jeżeli wiesz, o co mi chodzi... Dzięki temu nie jestem nawet zagrożony jeśli zabiję kogoś w miejscu publicznym. Przywilej pracowania dla pana Kinga. Fajnie, co nie, szczeniaku?
Tony w odpowiedzi zacisnął jedynie zęby. Kątem oka widział Alexa, który wyglądał na jeszcze bardziej przerażonego niż przedtem.
Sebastian zauważył nerwowe zerknięcie Tony'ego i cicho zachichotał. Podszedł do Alexa i złapał go za policzki, mocno je ściskając. Przybliżył się do niego i popatrzył na rannego.
- Królewicz ochrania swoją księżniczkę? - spytał rozbawiony. - Ciekawe jak to jest patrzeć na śmierć kogoś kogo lubisz... Chcesz zobaczyć?
- Zostaw go! - wrzasnął Tony i silnym szarpnięciu wyrwał się trzymającemu go mężczyźnie. Odwrócił się gwałtownie i zdzielił go prawym prostym, a potem mocno kopnął w genitalia. Mężczyzna zawył z bólu i runął na piasek. Tony zwrócił się w kierunku Sebastiana, lecz ten zareagował zanim Tony dokończył obrót. Jego zwinięta dłoń wylądowała prosto na nosie Tony'ego, który zachwiał się, gdy poczuł, a również usłyszał chrupnięcie. Lecz nie przestał atakować. Złapał Sebastiana za pięść i pociągnął w swoim kierunku, a potem zdzielił go z główki, łamiąc mu nos. Potem szybko kopnął go prosto w lewe kolano, zanim Sebastian zdążył zareagować.
Mężczyzna trzymający Alexa puścił chłopaka i ruszył na Tony'ego, który czuł, że zaraz zemdleje. Mimo to zrobił pewny unik, gdy jego przeciwnik chciał powalić go lewym sierpowym. Tony złapał go w pasie i runął z nim na piasek. Zaczął okładać go pięściami, chcąc jak najszybciej go oszołomić. Gdy po parunastu sekundach mu się to udało, wyszarpnął broń z jego kabury na pasku pod luźną koszulką. Zeskoczył z niego dokładnie w momencie, gdy Sebastian ruszył do ataku. W wyćwiczonym odruchu odbezpieczył broń i strzelił mężczyźnie prosto między oczy, sprawiając, że Sebastian cofnął się gwałtownie i spadł na piasek, brocząc go krwią.
Tony jakby zapomniał, że jest w obecności Alexa. Resztka krwi jaką posiadał uderzyła mu do głowy. Czuł jak ciepła ciecz spływa mu po brodzie ze złamanego nosa i kapie na zakrwawiony tors. Fale bólu atakowały go w rytm przyśpieszonych uderzeń serca. Przełykając ślinę, połykał krew, lecz ignorował to. Zaczynał czuć, że odpływa. Powieki mu ciążyły, a wszystkie kończyny wydawały się być z ołowiu. Opadł na kolana i upuścił broń obok siebie. Zaczął mrugać, chcąc odepchnąć od siebie czerń napierającą na niego z każdej strony, lecz nie potrafił tego zrobić. Był śpiący, tak strasznie śpiący. Chciał zasnąć.
Zaczął upadać na ziemię. Poczuł piasek w ustach. Zanim zamknął oczy zobaczył jak dwaj żyjący mężczyźni uciekają. Spanikowany Alex zaczął wołać jego imię i wzywać pomoc.
Tony po chwili poddał się ciemności.
*
Gdy zaczął się wybudzać, czuł tylko i wyłącznie ból, a także twarde łóżko pod nim. Jęknął przeciągle i otworzył oczy, mrugając szybko, by przystosować źrenice do jasnego, szpitalnego światła.
Poprawił się na niewygodnym łóżku, ale zaraz tego pożałował, gdy wstrząsnął nim ból. Syknął i zrezygnowany zacisnął zęby. Rozejrzał się wokół. Leżał samotnie na środku szpitalnego pokoju. Obok łóżka stały wszytkie potrzebne aparatury do mierzenia jego stanu, a także podłączona do niego kroplówka. Z drugiej, lewej strony - z perspektywy Tony'ego, ma się rozumieć - stał metalowy stoliczek pomalowany na biało, a także szare krzesło, które aż wyglądało na strasznie niewygodne. Ściany pomieszczenia były dwukolorowe, przedzielone po środku poziomym paskiem. Na dole dominował kolor jasnoniebieski, a na górze biały. Sufit także był tego jaśniejszego koloru.
Tony wytężył siły i złapał za przycisk, którym przywołał pielęgniarkę. Po mniej więcej pół minucie do sali weszła kobieta, którą od razu rozpoznał. Była to Joana Kowalsky, którą poznał w WLCH (Wojskowe Laboratorium Chemiczne, jakby ktoś nie pamiętał)
- Pracuje tu pani? - spytał zdziwiony, mocno zachrypniętym głosem. Miał w gardle pustynie.
- Owszem - odparła z uśmiechem i podała mu szklankę wody, którą od razu wypił i podziękował. - Profesor Trucker także. To szpital matki Alexa Someba - dodała cicho. - Rozumiesz, "trzymaj przyjaciół blisko, a wrogów jeszcze bliżej"... Jak się czujesz?'
- Jakbym miał przepięknego, ogromnego kaca - wyznał Tony. - Wszystko mnie boli, w głowie mi szumi...
- To przez utratę krwi. Musieliśmy zrobić transfuzję - wytłumaczyła i złapała kartę Tony'ego, pisząc coś w niej. - Kula, która trafiła w pierś, była pięć milimetrów od serca. Masz szczęście, że żyjesz. Po za tym, masz złamany nos, ale ładnie ci go nastawiliśmy, więc śladu po tym nie będzie - uśmiechnęła się. - Ale będziesz miał przepiękną bliznę na piersi i z tyłu, na plecach. Kula przeszła na wylot.
Tony westchnął.
- Świetnie... Ach, tak po za tym... czy pan O'Malley jest może na mnie zły? - spytał nerwowo, a kobieta uniosła brwi.
- Oczywiście, że jest zły. Wściekły - powiedziała, a Tony zbladł. - Ale nie na ciebie - dodała. - Jest wściekły na tych, którzy cię napadli. I przez to, że wylądowałeś w szpitalu.
Kobieta przygryzła wargę i odwróciła się, by zamknął drzwi. Poprawiła kitel i usiadła na krześle obok łóżka Tony'ego.
- Coś ci powiem... Ale nie mów tego O'Malleyowi, bo mnie zabije. Rozumiesz? - Tony kiwnął głową. - Po prostu lepiej żebyś dowiedział się teraz, niż później.
Pani Kowalsky wyjęła z kieszeni cienki, mały zeszycik i otworzyła go, a potem wyjęła zdjęcie. Podała go Tony'emu, a on zdziwiony popatrzył na cztery osoby na zdjęciu. Była to pani Kowalsky, profesor Trucker, a także O'Malley. Obok niego stał uśmiechnięty chłopak, który opierał się o O'Malleya. Gdyby nie blond długie do ramion włosy, Tony powiedziałby, że to on tam jest. Ten chłopak, stojący obok jego pracodawcy, wyglądał jak Tony! Różnili się tylko włosami, a także chyba wiekiem, bo ten na zdjęciu wyglądał na troszeczkę starszego niż Tony.
- To syn O'Malleya - wytłumaczyła pani Kowalsky oniemiałemu chłopakowi. - Zmarł dwa lata temu od postrzału w serce, gdy był na kolacji ze swoją narzeczoną. Złodziej, chciał pieniędzy. Dostał to, czego chciał, ale bał się, że pójdą na policję. Syn O'Malleya zasłonił swoim ciałem swoją narzeczoną.
Tony obserwował twarz pani Kowalsky. Wyglądała na smutną. Chłopak ze zdjęcia musiał być jej bliski.
- Peter, tak miał na imię, też służył w wojsku. Chciał być taki jak ojciec... Na tych targach, O'Malley nie chciał kupić ciebie - powiedziała nagle kobieta. - Miał zamiar kupić niejakiego Evana. Ale gdy zobaczył ciebie w katalogu... On po prostu tęskni za swoim synem. Wyglądasz identycznie co on. Może to przeznaczenie... nie wiem - wzruszyła ramionami. - O'Malley rozpaczał po śmierci Petera. Teraz może udaje głupiego, jakby w ogóle go to nie interesowało, ale w głębi duszy boi się o ciebie. On uważa cię za syna. Gdy usłyszał, że zostałeś postrzelony, dostał furii. On...
- Chwila! Proszę poczekać - przerwał jej zdenerwowany Tony. - Po co mi to pani mówi? Myśli pani, że jak teraz o tym wiem, będę się zachowywał jak zmarły syn O'Malleya? Taką ma pani nadzieje?
- Nie... Nie to miałam na myśli. Chodzi o to...
Nagle drzwi od sali się otworzyły i stanął w nich Alex. Za nim stał starszy mężczyzna, jego ojciec. Pani Kowalsky zamknęła usta i wstała z krzesła. Mruknęła coś pod nosem o nagłym wezwaniu i wyszła z pomieszczenia. Tony dyskretnie schował zdjęcie pod kołdrę i uśmiechnął się do Alexa. Chłopak wyglądał dobrze, chociaż był lekko blady.
- Cześć, Alex. Dzień dobry, proszę pana - powiedział, odganiając od siebie dopiero co usłyszane informacje od pani Kowalsky.
- Cześć, Tony - powiedział chłopak z ulgą i podszedł do niego. - Wreszcie się obudziłeś!
- A... a ile byłem nieprzytomny?
- Okrągły tydzień - odpowiedział ojciec Alexa. - Wszyscy strasznie się martwiliśmy. Nazywam się Henry Someb, jestem ojcem Alexa.
- Miło mi pana poznać - uśmiechnął się przymilnie, chcąc wywrzeć jak najlepsze pierwsze wrażenie.
- Odwiedzałem cię z Alexem codziennie, mając nadzieję, że się wybudzisz i będę mógł z tobą porozmawiać. Dzisiaj nam się poszczęściło. Chciałbym cię najmocniej przeprosić, a także podziękować za uratowanie życia mojego syna - wytłumaczył i położył dłoń na ramieniu Alexa, który cały czas nerwowo patrzył na Tony'ego, jakby się bał, że chłopak zaraz wykituje. - Moja rodzina ma wpływy, a także posiada wielu wrogów... Nigdy jeszcze nie zdarzyło się nic takiego jak teraz, że zaatakowano nas publicznie... Gdyby nie twoje... opanowanie... Alex już by nie żył. Jeszcze raz dziękuję, a także przepraszam, że rodzina Someb naraziła cię na niebezpieczeństwo. Odwdzięczymy ci się jakoś. Opłacimy wszystkie koszty związane ze szpitalem i rehabilitacją. O to nie musisz się martwić.
Tony pokiwał lekko głową i przygryzł wnętrze policzka. Henry Someb z wyglądu nie wyglądał na jakiegoś mafioza. Ale już nieraz spotykał się z ludźmi o wyglądzie aniołka, a którzy później bezkarnie zabijali cywilów na jego oczach. Dlatego był czujny. Tony MUSIAŁ być czujny.
- Tato, chcę pogadać z Tonym sam na sam. Wróć do domu sam. Douglas mnie odwiezie - rzekł Alex ku lekkiemu zaskoczeniu Tony'ego. Chyba nie spodziewał się takiego obrotu sprawy. Miał nadzieję na dłuższą rozmowę z jego ojcem.
- Douglas jest zaraz za drzwiami. Mam nadzieję, że nic się nie wydarzy - odparł mruknięciem starszy Someb. Ścisnął ramię swojego syna i wyciągnął dłoń ku Tony'emu. Wymienili silne i zdecydowane uściski, a potem mężczyzna wyszedł z sali osiemnastolatka, zostawiając chłopców samych.
Alex usiadł na krześle obok łóżka, a Tony podniósł się do pozycji półsiedzącej. Podciągnął do góry cienką kołdrę, jednocześnie przesuwając nieświadomie ręką po opatrunku na piersi. Alex to zauważył i skrzywił się lekko.
- Strasznie cię przepraszam - powiedział cicho. - Nie chciałem cię narażać na bezpieczeństwo. Nikogo nie chcę. Ale ty wylądowałeś przez moją rodzinę w szpitalu. Niemal umarłeś...
- Nic mi nie jest - zapewnił go, gładko kłamiąc. Tak naprawdę był wściekły, że musi tu leżeć, ale złość nie była wymierzona w Alexa. Tylko w niejakiego Kinga. - Tylko... wybacz moją śmiałość... jestem ciekaw, dlaczego ci mężczyźni cię zaatakowali.
Alex przez chwilę patrzył na obitą twarz Tony'ego i w końcu uznał, że chłopak zasłużył na wyjaśnienia. Uratował mu przecież życie.
- Wiesz... mój ojciec jest dyrektorem wielkiej firmy komputerowej. Ma wiele znajomości, układów i tym podobne. Głównie przez sam fakt, że jest bogaty i wpływowy, ludzie go nienawidzą i mu zazdroszczą. Ma jednego głównego konkurenta, który nie cofnie się przed niczym. Sam zresztą widziałeś. A raczej poczułeś - skrzywił się.
- Och, mówisz o tym Kingu?
Alex skwapliwie kiwnął głową i zaczął skubać krawędź kołdry, pod którą leżał Tony. Chłopak uznał, że więcej z niego nie wyciągnie, więc zmienił szybko temat, pytając co się działo po tym jak stracił przytomność.
- Przyjechała policja i pogotowie - wytłumaczył młody Someb w odpowiedzi. - Zabrali cię do szpitala, ja pojechałem z tobą w karetce. Gdy byłeś na intensywnej terapii, do szpitala przyjechał mój ojciec. A także twój wujek. Pan O'Malley. Był... wściekły. Chociaż wściekły to mało powiedziane.
- Cały wujek! - zaśmiał się nerwowo Tony. Wujek? Nie chciał takiego wujka za żadne skarby. Zresztą, ostatni kontakt z rodziną miał jakieś trzy lata temu, gdy łaskawie przyjechali go odwiedzić. Tak naprawdę, Tony nie chciał ich widzieć.
- Następnego dnia poszedłem normalnie do szkoły, bo nie potrafiłem wytrzymać w domu. Oczywiście pod budynkiem stała ochrona - mruknął zdruzgotany. - To było okropne. Nie to, że mnie pilnowano. Ale to co się działo w szkole. O tym napadzie było głośno w gazetach. Rzecz jasna nie podali naszych danych, ale drużyna zorientowała się po twojej nieobecności i moim zachowaniu.
- Derek na pewno się ucieszył, co? Że jestem w szpitalu.
Alex zrobił lekko oburzoną minę.
- Derek może i wygląda na takiego co nie lubi nowych, ale taki nie jest! - powiedział ożywiony. - Wręcz przeciwnie. Zamartwiał się razem ze mną. Lucas, Erik i Minoo to sami.
Mimo słów Alexa, Tony nie potrafił sobie wyobrazić ciemnoskórego Dereka, który ze zmartwioną miną pyta się, czy z Tonym jest wszystko dobrze. Resztę drużyny tak, ale nie Dereka! To było po prostu niemożliwe.
- Dobra, może masz rację - przyznał Tony, nie chcąc wszczynać kłótni. - Przepraszam.
- Nie - zreflektował się chłopak. - To ja przepraszam. Nie powinienem na ciebie naskakiwać. Po prostu jestem zmęczony całą tą sytuacją. Byłem - zresztą dalej jestem - przerażony. Bałem się, że umrzesz.
- Jestem twardy. Wyliżę się raz dwa - odparł z uśmiechem Tony.
- Mam nadzieję - wyznał Alex. - Bo jako nowy członek drużyny musisz z nami trenować, więc ani mi się waż przedłużać swojego pobytu w szpitalu czymś takim jak nagły spadek zdrowia.
Tony zaśmiał się, ale od razu tego pożałował, bo znowu zabolało go całe ciało. Alex to zauważył i zrobił przerażoną minę, co rozśmieszyło Tony'ego jeszcze bardziej.
Co do mnie, spoko, pięknie i jeszcze ładniej, nie pogubiłam się ani nic...hmm...może jestem mondżejsza od reszty społeczeństwa? c; Może nie...D: W każdym razie jak dla mnie świetnie i fajnie, że w końcu nadrabiasz wojnę - miło. Pisz dalej, bo chcę wiedzieć co będzie dalej! :3
OdpowiedzUsuńWitam,
OdpowiedzUsuńjak ja uwielbiam długie rozdziały, Tonny uratował Alexa, przepłacił to szpitalem, ale może dzięki temu jeszcze bardziej zbliży się do do rodziny Someb
Pozdrawiam serdecznie